W TEORII WSZYSTKO MNIE CIEKAWI
Najchętniej spędziłabym całe życie w kawiarniach, niszcząc lasy deszczowe papierowymi kubkami i wydając niepotrzebnie pieniądze. Jednak uważam, że parzenie kawy w domu też ma sporo korzyści, nie tylko finansowych. Zrobienie z niej rytuału może ułatwić wprowadzenie do rutyny innych przydatnych czynności z mniejszą niechęcią i wysiłkiem. Pomyślałam o czterech kontekstach, w których wypicie małej (albo dużej) czarnej nastawia mnie na plus.
1) Chwila dla siebie rano - przy okazji stygnięcia naparu często mogę przez 10-15 min: - wyjść z głowy i ćwiczyć uważność - popatrzeć przez okno zamiast w telefon, poczuć zapach, poprzeciągać się - zaplanować dzień - rozpisać najważniejsze zadania - zanotować sny albo poświęcić chwilę na intuicyjne, luźne zapiski - przeczytać kilka stron popularnonaukowej książki albo tekstów na studia 2) Słodycz bez nadwagi: - po obiedzie robię czasem kawę przelewową z dodatkiem łyżeczki kakao - prosty patent na deserowe podkręcenie smaku bez kupowania aromatyzowanych mieszanek - polecam też cynamon - poprawia wrażliwość insulinową, jeśli do kawy wpadnie jednak normalny, cukrowy deser ;) 3) Sygnał do pracy: - suplementacja l-teaniną (w małych dawkach znajduje się w zielonej herbacie) w połączeniu z kofeiną powoduje mniejszy zjazd, roztrzęsienie i pomaga się skupić - testuję od kilku dni 200mg tego suplementu do porannej kawy i czuję się bardziej zrelaksowana - lubię kawę na tyle, że postawienie jej obok laptopa/zeszytu w trudny dzień ułatwia mi zabranie się do roboty (a jak już zacznę to wiadomo - jakoś pójdzie) 4) Okazja do rozmowy: - jeśli nie mieszkacie akurat sami, hasło przy wlewaniu wody do czajnika Kto coś pije? potrafi wywabić domowników ze swoich pokoi i dać pretekst do pogadania albo przynajmniej posprzeczania się, czy lepsza czarna czy z mlekiem Też wykorzystujecie każdy pretekst do świeżego zmielenia ziaren?
0 Comments
Po dwóch latach w większości na low-carbie (jem najczęściej 40-80 g węglowodanów dziennie) udało mi się wystartować w maratonie i porównać go z debiutem (04.2019), kiedy przygotowywałam się na typowej węglozie, której towarzyszyło uzależnienie od cukru i kompulsywne objadanie się.
ŻYWIENIE - Dzień przed zjadłam swoje standardowe dwa posiłki, wyszło 2400 kalorii i 55 g węgli. Dorzuciłam trochę więcej wody, soli plus suplementuję magnez i kreatynę. W dzień startu około godzinę przed wpadła kawa i paczka solonych nerkowców (uwielbiam orzechy, a nerkowce są najlżej strawne i ze 100 g mam 30 g węgli, czyli przedtreningowo idealnie). Na trasie (43 km, 4,5 h) wystarczyło mi około pół litra wody i dwa razy podjadłam na punktach (20. i 30. km) kilka zielonych oliwek - słone, tłuste, wodniste, sprawdziły się idealnie. W plecaku miałam jeszcze kilka kostek gorzkiej czekolady i trochę soli, ale finalnie po nie nie sięgnęłam. TRENING - biegałam przez ostatni rok dość regularnie. Głównym testem był start w górach na 25 km w połowie sierpnia, który zrobiłam w sumie na wodzie i soku pomidorowym (masakryczny upał). Na co dzień moje treningi to głównie trucht oddychając przez nos, 50-80 min. Sporadycznie wprowadzałam jakieś podbiegi, przyspieszenia albo bieg z narastającą prędkością. Plus dużo regeneracji, jogi powięziowej i niezbyt intensywne treningi siłowe/kalisteniczne. PORÓWNANIE - na high-carbie łatwiej mi było poprawiać wyniki na krótszych dystansach, ale wytrzymałościowo zdecydowanie wolę keto. Nawet jeśli tempo konwersacyjne mam ciut wolniejsze to nie czuję zjazdów/większego odcięcia energii przy dłuższych treningach. Po ładowaniach miewałam problemy ze zgagą, gorszym trawieniem plus większe pragnienie (czyli też częstsze sikanie 🙄). A w tegorocznych przygotowaniach wszystko zagrało, z perspektywy niczego nie zrobiłabym inaczej. INNE TIPY - okołotreningowo poza nerkowcami bardzo lubię sok/zakwas z buraka, solony sok pomidorowy/suszone pomidory i czekoladę 80-90%. Na pewno czuję się dużo lepiej od kiedy bardzo hojnie solę - niby nie pocę się jakoś wybitnie, ale szczypta soli do wody albo mój ulubiony izotonik - zalewa z kiszonych ogórków wchodzą super 😉 CO DALEJ - właściwie poza obtarciami i niedoborem snu z nadmiaru emocji to czuję się już totalnie zregenerowana. Dalej będzie biegane i dalej na low-carbie, do końca roku już luźniej, a w przyszłym może jakieś ultra? 🥰 Jeśli chcielibyście jeszcze coś wiedzieć to chętnie odpowiem! Super zdjęcia z trasy od Fotony i migawki (www.facebook.com/fotonymigawki/) i Safarewicz.pl (safarewicz.pl/start).
- stary wpis z ulubionymi białkoproduktami - misiechwali.weebly.com/wystartuj/inforgrafika-dla-niedobialczonych-roslinne-zrycie
- alpro dla kulturystów ;) - www.frisco.pl/pid,126939/n,alpro-napoj-sojowy-wysokobialkowy/stn,product - zalecane spożycie - ncez.pzh.gov.pl/abc-zywienia/jakie-jest-dzienne-zapotrzebowanie-na-bialko/ - moja obecna odżywka - www.ceneo.pl/10873259
Wspomniane produkty:
- ofera wege w Ikei - www.ikea.com/pl/pl/stores/restaurant/dania-wege-pubd5801bae - roślinne kabanosy - tarczynski.pl/rosl-inne - obiady wegańskie z Żabki - www.zabka.pl/plant-hunter Nadal trudno mi uwierzyć, że tydzień temu wyprowadziłam się z Gdańska, gdzie przesiedziałam (z pandemicznymi przerwami) ostatnie pięć lat. Od przyjazdu na pierwsze studia w 2016 roku mieszkałam w tej samej dzielnicy - Wrzeszczu, bardzo blisko dworca i Galerii Bałtyckiej. Początkowo, nie znając miasta, patrzyłam głównie na cenę pokoju i odległość od uczelni, ale okazało się, że wybrana przeze mnie okolica obfitowała we wszystko, czego potrzebuję do szczęścia i spędzania wolnego czasu. Dzisiaj wspomnę o kilku miejscach, do których ścieżki najbardziej wydeptałam (spojler: częściej chodzę do kina na Szybkich i wściekłych niż do galerii sztuki i już przestałam się tego wstydzić; spojler 2: wydaję o wiele za dużo na siedzenie w kawiarniach). Zakupy spożywcze:
1) Spożyvczak - mały sklepik z samymi wegańskimi produktami. Właściciele są przemili, bardzo dobrze znają swój asortyment i zawsze coś doradzą albo podrzucą bonus w promocji. Najczęściej zachodziłam tam po tempeh, jogurty sojowe, kiszonki i różne fajne przetwory. No i mają czynne w prawie każdą niedzielę niehandlową i święta - idealnie, jak akurat w wolny dzień człowiek potrzebuje się napchać roślinną bitą śmietaną w spreju. (ul. Grażyny 12, spozyvczak.com/) 2) Merkus - trochę mniej popularna sieć marketów z dobrymi cenami warzyw i owoców i wyjątkowo szeroką ofertą bio, wege, kuchnie świata itp. Dodatkowo jakiś czas temu wprowadzili automat z bardzo przyzwoitą kawą (kubas 400ml kosztuje - uwaga - 3,99, a bywały i przeceny). (Galeria Metropolia, ul. Kilińskiego 4) Kawka: Poza wspomnianym automatem dwa kroki od Metropolii są dwie przesympatyczne palarnie - Nieczapla na Wajdeloty 3A (robią często szkolenia baristyczne i inne wydarzenia tego typu dla tych, co chcą się doktoryzować w tematach alternatywnych metod parzenia albo popróbować różnych ziaren) i Kawana na Wallenroda 7 (można posiedzieć na miejscu albo kupić kawę do domu - polecam ich mieszankę Blue Owl do kawiarki). Książki i kino: Najbliżej na premiery miałam do Heliosa (znowu wracamy do Galerii Metropolia) - zwykle chodziłam na Tanie Wtorki. Jeśli komuś zależy na bardziej ambitnym repertuarze, mniej wygodnych fotelach i niższych cenach (trzy dni w tygodniu bilet za dyszkę!) to polecam Kino Żak przy alei Grunwaldzkiej 195/197. Oprócz filmów (w tym tygodni tematycznych - oscarowych czy przeglądów filmów z danego regionu) są tam też regularne koncerty, występy taneczne i małe wystawy. Po książki minimum raz w tygodniu zaglądałam do biblioteki w C.H. Manhattan (aleja Grunwaldzka 82). Zaglądanie na półkę z nowościami bardzo często kończyło się miłymi niespodziankami. Po wyrobieniu karty można wypożyczać we wszystkich placówkach w Gdańsku. Dla osób, które wolą mieć ulubione tytuły na własność, w tym samym miejscu jest też Empik. A taniej z możliwością wygrzebania jakichś perełek cofnijcie się na Wajdeloty 22 do antykwariatu. Ruch: Wypasiona szkoła jogi Joga Park z bardzo wieloma rodzajami zajęć do wyboru znajduje się zaraz przy dworcu, na Wajdeloty 12A. Bywałam tam zarówno jako uczestniczka, prowadząca na zastępstwach i dwa albo trzy razy na weekendowych warsztatach. Warto wziąć karnet open albo tygodniowy i popróbować różnych stylów jogi. Na przeciwko Galerii Bałtyckiej wpadałam czasem do Muralla (Słowackiego 1A) się powspinać. Duża przestrzeń, dobra muzyczka, są też sekcje dla dzieci i dorosłych na różnych poziomach zaawansowania i regularnie organizowane towarzyskie zawody. Te punkty to tylko kropla w morzu tego, co można robić we Wrzeszczu - a ta dzielnica ciągle się rozwija, remontuje, otwierają się nowe miejsca, a jednocześnie nie jest załadowana przez turystów tak jak okolice Śródmieścia czy obszary bliżej plaży. Dobrze mi się tu mieszkało i zachęcam do wizyty zwłaszcza wegan/zero-waste-entuzjastów, joginów, osoby z dziećmi (mnóstwo szkół i przedszkoli) i fanów zakupów (dostatek centrów handlowych, ale też nienazwanych sklepów z pierdółkami, antykami i kilka przyzwoitych lumpeksów). |
MiśkaMam o sobie nadmiar informacji, ale podobno mało wiarygodnych, więc jak je zweryfikuję to dam znać! O czym piszę?
All
|